Historia
Paweł Fertikowski: Byliśmy jak w transie.
- Szczegóły
- Kategoria: Pliki do pobrania
- Super User
- Odsłony: 1433
„Z cieżkich chwil wychodziliśmy wiele razy. Ale właśnie to nas napedzało, mobilizowało i uodporniło. W pewnym momencie byliśmy już jak w transie” – powiedział Paweł Fertikowski.
W niedzielę (25.08.2013) Fertikowski wspólnie z Robertem Florasem triumfował w turnieju gry podwójnej World Tour w Czechach. Reprezentanci Polski i Dartomu Bogorii Grodzisk Mazowiecki w finale zwyciężyli Roberta Gardosa i Daniela Hobesohna z Austrii 3:1.
Paweł, jaka była twoja pierwsza myśl po ostatniej piłce finału, gdy z Robertem padliście sobie w ramiona?
- Pomyślałem, że to niemożliwe, że to się tak naprawdę nie stało. Do tej pory to do mnie nie dochodzi... Tym bardziej że reprezentacja Polski wywalczyła w Czechach trzy medale. Należy docenić srebrny medal Natalii Partyki i Kasi Grzybowskiej w deblu oraz brązowy Daniela Góraka w singlu.
Finał toczył się pod wasze dyktando, a mistrzowie Europy mieli niewiele do powiedzenia. Mogliście zwyciężyć nawet 3:0.
- Tak. Pierwszego seta przegraliśmy na własne życzenie. Przy 8-8 Robert popełnił prosty błąd, a przy 9-10 ja popsułem serwis. Od ćwierćfinału w każdym spotkaniu przegraliśmy pierwszego seta. Ale właśnie to najbardziej cieszy, że potrafiliśmy się zmobilizować, przestawić i walczyć o każdy punkt.
Kiedy sobie pomyśleliście, że złoty medal jest na wyciągnięcie ręki?
- Nie nastawialiśmy się na konkretny wynik, chcieliśmy grać spokojnie z meczu na mecz. W finale po trzecim secie wygranym aż 11-6 powiedzieliśmy sobie: to jest ten moment, oni są do ugryzienia! No i czwartą partię zaczęliśmy od 7-0.
Mecz obfitował w wiele pięknych zagrań i wymian. Letnie obozy przygotowawcze przyniosły efekty…
- Tak, to miłe zaskoczenie, że już teraz byliśmy w stanie wprowadzić do gry finałowej w najważniejszym momencie to, co trenowaliśmy przez ostatnie tygodnie. Zapadł mi w pamięci na przykład cięty blok z bekhendu przy stanie 7-5 w trzecim secie, który wyraźnie zdezorientował przeciwników i dał ważny punkt.
W całym turnieju wygraliście sześć spotkań z rzędu. Mieliście jednak sporo trudnych sytuacji, m.in. w ćwierćfinale i półfinale, kiedy przegrywaliście 1:2 w setach…
- Z ciężkich chwil wychodziliśmy wiele razy. Ale właśnie to nas napędzało, mobilizowało i uodporniło. W pewnym momencie byliśmy już jak w transie.
Jakie to uczucie stać na najwyższym stopniu podium, wyżej niż mistrzowie Europy?
- Niesamowite!
Austriacy mówili wam coś po turnieju?
- Robert Gardos w żartach sugerował, że Robert Floras powinien grać znowu w parze z Danielem Górakiem ... .
Myślałeś już co zrobisz z wygraną pieniężną?
- Część spożytkuję na bieżące wydatki, a resztę wpłaciłem już do banku na konto.
Pokazaliście, że para Fertikowski/Floras ma wielki potencjał.
- Oczywiście. Razem trenujemy, dobrze się rozumiemy, współpracujemy. Zdajemy sobie sprawę, że musimy jeszcze dużo poprawić. Teraz zaskoczyliśmy przeciwników, ale następnym razem rywale będą na nas już gotowi. Musimy uczyć się nowych zagrań i doskonalić te, które potrafimy i które są skuteczne. Wygraliśmy jeden turniej, ale chcemy wygrać kolejny!
Może w Ołomuńcu narodził się polski debel na lata?
- Moim zdaniem tak się stało. Jesteśmy w podobnym wieku, gramy w tym samym klubie, cechuje nas determinacja. My wiemy, czego chcemy, a w Czechach po prostu wykorzystaliśmy naszą szansę. Chcielibyśmy razem zagrać w październikowych mistrzostwach Europy.
(Rozmawiał Dawid Szajna)